You are currently viewing Ciekawe, jak powstał film o Powstaniu Wielkopolskim

Ciekawe, jak powstał film o Powstaniu Wielkopolskim

Nie będę tego ukrywał. Kiedy pierwszy dostałem link od Krzysztofa Przybylskiego z gotowym filmem, obejrzałem go i popłynęły mi łzy. Trochę dlatego, że film działa na emocje, ale chyba bardziej dlatego, że dotarło do mnie, jaką drogę przeszli moi uczniowie…

Znowu konkurs

Jest późna jesień 2014 roku. Szkolne Koło Filmowe ciągle kręci jakieś filmy. Jakby tego wszystkiego było nam mało, uruchomiliśmy Młodzieżową Telewizję Gminną — CoolturalnaTV. Mamy ręce pełne roboty, uczniów chętnych do pracy nie brakuje, ale problem jest. Brakuje sprzętu. Ciągle pracujemy na wysłużonym już Canonie 550D, z jednym mikrofonem kierunkowym i rekorderem Zoom h4n. Nie miałem pojęcia jak rozwiązać ten problem. Jedyne co przychodziło mi do głowy to proponować uczniom udział w konkursach, w których nagrody pozwolą rozwinąć nasz park sprzętowy. No i pojawił się w listopadzie jeden taki konkurs. Do zgarnięcia było 7 000 zł (za I miejsce) na zakup czego tylko potrzebowaliśmy. Mimo że tworzyliśmy wiele filmów, nie byłem typem nauczyciela łowcy konkursów. Nie miałem pojęcia, gdzie ich szukać, a informacje o nich rzadko trafiały do mnie. No i przecież my mieliśmy zajawkę na robienie filmów, a nie wygrywanie konkursów. W 2014 roku musiałem, abyśmy mogli robić jeszcze lepsze filmy, zacząć działać inaczej. No i pojawił się konkurs „Pokaż historię — Powstanie Wielkopolskie 1918” organizowany przez ENEA. Tak oto chemik, z bardzo podstawową wiedzą historyczną, idzie do swoich uczniów i pyta, czy są gotowi podjąć próbę zmierzenia się z tematem.

Zespół

Rzucam temat, a chęć to dźwignięcia tego zgłosiła Zosia Ćwiek, uczennica klasy 3 gimnazjum i jedna z osób odpowiedzialnych za realizację historii Pana Krzysztofa w filmie „Pasjonaci wśród nas”, o którym piszę w jednym z poprzednich wpisów. Zosia zaczęła swoją przygodę ze Szkolnym Kołem Filmowym w drugiej klasie gimnazjum i wpadła, jak przysłowiowa „śliwka w kompot”. Warto jednak zaznaczyć, że Zosia trzymała się z daleka od kamer, kabli i komputerów. Ona od początku uwielbiała tworzyć scenariusze, dbać o rekwizyty, czy też brała na siebie nadzorowanie procesu produkcji. Dobrała jeszcze sobie do pomocy Agatę i Wiktorię. Niestety, żadna z nich nie miała umiejętności nagrywania i montowania filmów. Zosia zapytała, czy może poprosić o wsparcie naszych świeżych absolwentów — Krzysztofa i Alana, którzy kilka tygodni wcześniej zaczęli swoją przygodę w III LO w Poznaniu. Ja wychodziłem z założenia, że chociaż uczniowie skończyli już Gimnazjum w Koziegłowach, nadal są częścią EKIPY FILMOWEJ. Panowie bez wahania się zgodzili no i zespół był gotowy do działania. A czasu na realizację było coraz mniej. Cel był prosty — wygrać i zgarnąć 7 000 zł i kupić nowe „zabawki” do naszej filmowej piaskownicy.

Po swojemu

Nie ukrywa, nie miałem pojęcia, jak przy 0 (ZEROWYM) budżecie ciekawie przedstawić historię Powstania Wielkopolskiego. Dodatkowym utrudnieniem, był fakt, że ja z wiedzą historyczną mam tyle wspólnego, co z fizyką kwantową — jedno i drugie było dla mnie równie odległe. Zbyt odległe, a jednocześnie zbyt konkretne, żeby można było poszaleć, jak przy wcześniejszych tematach. W tym czasie rzuciła mi się w oczy wiadomość, że w Poznaniu organizowana jest konferencja z udziałem żyjących jeszcze świadków Powstania. Zaproponowałem uczniom, żeby przejechali się i wybadali, czy tam będzie nasz bohater. Zaproponowałem, że może warto to zrobić trochę na wzór filmu „Pasjonaci wśród nas”. Oni pojechali i wrócili z informacją, że to nie jest najlepszy pomysł i czy oni mogą to zrobić po swojemu. A ja na to, że oczywiście, tylko niech pamiętają o terminach. I tak nasza komunikacja przerzuciła się, jak już przy wielu wcześniejszych projektach, na grupę na Facebooku i Messengera.

No dobra, pokaż już ten film

Spokojnie, zaraz go obejrzysz, ale najpierw uszykuj sobie chusteczki i przeczytaj jeszcze ten fragment. Od hasła „po swojemu” do otrzymania linku do zmontowanego filmu, minęły około dwa tygodnie. W tym czasie na naszej grupie było baaardzo gorąco. Dostawałem nawet wiadomości, że zimno, że Krzych kolejny raz chce jechać na poznańską Cytadelę, bo mu jakieś ujęcia nie wyszły i że to wszystko jest bez sensu i ktoś tam chce się wycofać. Studziłem te napady rezygnacji, prosząc, by dali Krzychowi szansę i pomogli mu zrealizować jego wizję. Jak się potem okazało, to była bardziej wizja Zosi, a Krzysztof nie tylko był operatorem i montażystą filmu, ale stał się też jego głównym bohaterem. A przy kręceniu ujęć w mieszkaniu pomagał mu nawet Szymon Jarząbek. Na całe szczęście udało się całą napiętą sytuację nieco uspokoić i film został zrealizowany do końca. I to była chyba sobota, kiedy dostałem od Krzysztofa link z filmem, który umieszczam poniżej. Usiadłem do komputera i pamiętam dobrze, że jak film się skończył, poleciały mi łzy i jeszcze przez kilka minut nie mogłem się ruszyć. Potem zawołałem moją żonę i powiedziała, żeby zobaczyła, co to małe zdolniachy zrobiły. Ona obejrzała i powiedziała, że to niemożliwe, że grupa nastolatków zrobiła to zupełnie samodzielnie…

„27 12 1918” – Gimnazjum w Koziegłowach

Obejrzałeś? No to już wiesz, o czym pisałem powyżej. Musisz wiedzieć jeszcze jedną rzecz. List, który czytał Krzysztof, nie był przepisany z żadnej książki, czy gazety. Ten list od zera stworzyła Zosia. I ja o tym nie wiedziałem. Byłem przekonany, że to jakiś „gotowiec”. Dopiero przy jakiejś luźnej rozmowie w szkole wyszło, że to pomysł Zosi. I to dopełniło obraz tego cudownego projektu.

Do poprawy:

  • Nagrania narracji — niestety Krzysztof nagrywał całość na mikrofonach wbudowanych w rekorder Zoom h4n. Te mikrofony łapą szum pomieszczenie i to szczególnie słychać na słuchawkach albo w dużej sali z dobrymi głośnikami. Słychać „dziury” w montażu audio. Tego problemu mogliśmy uniknąć, odszumiając nagrania, nagrywając na lepszych mikrofonach lub dodając sam szum na całej długości filmu.
  • Broń — na którymś z pokazów, ktoś zwrócił uwagę, że broń, z którą biega Alan, nie była wykorzystywana w czasach Powstania Wielkopolskiego. Niby detal, ale nauczyło nas to, że warto konsultować pewne rzeczy, żeby film jeszcze wierniej oddawał daną epokę.
  • Światło — ujęcia na dworze były nagrywane pod koniec listopada i bardzo szybko robiło się ciemno. A przecież, uczniowie w dzień siedzą w szkołach, więc nie mogą łapać naturalnego światła. Być może dziś zastosowalibyśmy jakieś przenośne lampy, może kręcilibyśmy wcześniej, a może mielibyśmy lepszy aparat/kamerę i obiektyw. Wtedy nie mieliśmy.

Co zrobiliśmy dobrze:

  • Historia — siłą tego filmu jest list napisany przez Zosię i emocje, jakie za nim się kryją. To on działa na widza. Ciekawe było też pokazanie, jak przeszłość może „styknąć się” z teraźniejszością.
  • Narrator — Krzysztof, który był też lektorem w Kościele, pięknie odczytał list Zosi. To nie było suche odklepanie literek, ale nadanie tej opowieści ducha i pewnej cielesności, która sprawiała, że jesteśmy w stanie w to, co słyszymy, całkowicie uwierzyć.
  • Samodzielność — przeczytałeś ten wpis, to już wiesz, że kluczem do tego filmu było „po swojemu”. Dokładnie tak miało być.
  • Podkład muzyczny — jeśli mnie pamięć nie myli, to Krzysztof wyszukał utwór, który według niego idealnie pasował jako podkład do tego filmu. Ja opłaciłem licencję na jego wykorzystanie w filmie. Tak zadbaliśmy o to, żeby autor muzyki nie był poszkodowany. Szanujmy twórców i prawa autorskie.

A co z tym konkursem?

No to jak już się otrząsnąłem, a Krzysztof naniósł jeszcze jakieś niewielkie poprawki, nagraliśmy film na płytę, wsadziliśmy do koperty i wysłaliśmy na adres wskazany przez organizatorów. I musieliśmy czekać. Nie byłoby w tym może nic strasznego, gdyby nie wypadek, który miał miejsce w tym samym czasie podczas kręcenia filmu na inny konkurs. Tam próbowaliśmy uzyskać dobrą jakość materiału, kręconego przy bardzo niewielkiej ilości światła. Żaden ze sprzętów, którymi dysponowaliśmy, na to nie pozwalał. Zaryzykowałem i poprosiłem Alana o pożyczenie nam swojego nowiuśkiego Canon 70D (wartego wtedy około 3500 zł), a Szymona Jarząbka o pożyczenie od swojej ówczesnej dziewczyny również nowiutkiego kultowego obiektywu Sigma 18-35 1.8 (wartego wtedy również około 3500 zł) . Jedyne, co było szkolnym sprzętem podczas realizacji tego filmu to uchwyt naramienny – rig za 180 zł. I na nim był zamontowany zestaw wartości 7000 zł. I pamiętam ten moment, bo byłem na planie. Szymon skończył właśnie nagrywać ostatnie ujęcie i powiedział „mamy to”. Podeszliśmy do niego, obejrzeliśmy przez ramię nagrania i mówimy, że jest OK i możemy się zwijać. I wtedy właśnie rig, który Szymon zawiesił sobie na szyi, pękł w połowie. Puściła śruba i aparat Alana wraz z obiektywem Hani spadły z wysokości około 1,5 m na zmarznięty asfalt. Nawet nie muszę Ci mówić, jak bardzo bezradny byłe dzwoniąc do rodziców Alana i Hani, mówiąc, co się stało, przepraszając i obiecując, że jakoś to naprawię. Tyle że w szkolnym budżecie nie było już pieniędzy na zakupy (koniec roku kalendarzowego), a dla mnie nauczyciela te 7000 zł to były 3 miesiące pracy. Pani Dyrektor mówił, że musimy czekać za nowymi pieniędzmi, które miały pojawić się dopiero może w lutym, albo nawet w marcu. Czułem się bezradny i było mi głupio, że zgodziłem się na pożyczenie prywatnego sprzętu do realizacji szkolnego projektu. Wtedy podjąłem decyzję, że to ostatni raz. Albo szkołę stać na realizowanie wymagających projektów, albo sobie je odpuszczamy. Jedyne co mogę zaryzykować, to mój prywatny sprzęt, co nieraz się przecież i tak zdarzało.

No i taki zrezygnowany pewnego dnia odbieram telefon, że nasz film o Powstaniu Wielkopolski zajął I miejsce i możemy sobie wybrać nagrody o łącznej wartości 7000 zł. To była jedna z lepszych wiadomości, w trakcie moich szkolno-filmowych przygód. Nie dość, że piękny film został doceniony i zgarnął główną nagrodę w konkursie, w którym brały udział zespoły z gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych z całej Wielkopolski, to jeszcze Alan i Hania odzyskają swój sprzęt. Taka właśnie czasami huśtawka nastrojów, dumy, ryzyka i bezradności była też częścią mojej nauczycielskiej kuchni tworzenia Szkolnego Koła Filmowego. Każdy z tym smaków i każde z tych doświadczeń jest częścią mnie dzisiaj i za to wszystko mam ogromne poczucie wdzięczności. Chociaż 9 lat temu nie miałem tak pozytywnego nastawienia do tego, z czym musiałem się mierzyć.

Wszystkiego filmowego i do “poczytania” w kolejnej historii ze szkolnego planu filmowego.
Dawid Łasiński — Pan Belfer


A może nakręcimy coś razem?

A może moja historia Cię zainspirowała i chcesz zacząć w swojej szkole przygodę z filmem, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać?
Lubisz uczyć się od praktyków, którzy przeszli przez cały ten proces i są gotowi podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, byście Ty i Twoi uczniowie nie musieli popełniać tych wszystkich błędów, które my już mamy za sobą?
Jesteś ciekaw i chcesz sprawdzić, czy pierwszy i jedyny kurs dla uczniów i nauczycieli “Szkolne Koło Filmowe w praktyce” jest tym, czego szukasz i co pomoże Ci zrobić w szkole z uczniami coś nowego?

Sprawdź teraz TUTAJ, co dla Ciebie przygotowałem i mam nadzieję, do zobaczenia w kursie i na wspólnej drodze z filmem i edukacją.