W roku 2014 nasze gimnazjum odwiedziła Pani Joanna z fundacji „Za Miastem”. Na spotkaniu z Dyrektor Hanną Kościelską, powiedziała, że może pomóc w zdobyciu pieniędzy na realizację jakiegoś projektu społecznego. Z tym pomysłem trafiła do mnie, bo ponoć ja robię fajne rzeczy z dzieciakami i może będziemy chcieli podziałać razem. Nie pamiętam kto i jak wpadł na pomysł nagrania filmu dokumentalnego. A może taki temat był od samego początku, a Joanna szukała szkoły, która chciałaby się w to działanie włączyć. Po 9 latach ciężko przypomnieć sobie niektóre szczegóły. Najważniejsze jednak jest to, że tema mnie zainteresował i powiedziałem, że teraz trzeba zapytać uczniów ze Szkolnego Koła Filmowego, czy chcą się za to zabrać.
Wsparcie profesjonalisty
Zaprosiłem Joannę na najbliższe spotkanie Koła. Opowiedziała o koncepcji i o tym, że dostaniemy wsparcie profesjonalnego reżysera. To była chyba największa zachęta, bo wreszcie mieliśmy okazję popracować z kimś bardziej doświadczonym. My przecież byliśmy tylko bandą nastolatków z „gimbazy” pod opieką dość narwanego nauczyciela chemii. Nikt z nas nie znał się na tym jak robi się filmy. Co oczywiście nie przeszkadzało nam w ich nagrywaniu, ale czuliśmy, że dobrze byłoby wiedzieć, jak to robią profesjonaliści. Oj jakbym wtedy wiedział, że tego będzie więcej problemów niż korzyści. No ale, jak zwykle, w założeniach wszystko wyglądało super.
Zespół
W 2014 roku Szkolne Koło Filmowe liczyło kilka osób, które w dość nieformalny sposób realizowało w dość chaotycznej formie kolejne filmy. Filmy dotyczące życia szkolnego, jak i tego co dzieje się poza szkołą. Kiedy na horyzoncie pojawił się wspólny projekt uczniów Gimnazjum w Koziegłowach i Fundacji „Za Miastem” wiedziałem, że będziemy potrzebowali więcej rąk do pracy. Wystosowałem stosowne ogłoszenie i wywiesiłem plakat przy szkolnych szatniach. Byłem mile zaskoczony, że na pierwszym spotkaniu pojawiło się ponad dwadzieścia chętnych do działania osób. Nie wiedziałem, że zarządzanie tak dużym zespołem to spore wyzwanie, a mi zdecydowanie brakowało w tym doświadczenia. Ostatecznie z projektu kilka osób się wycofało, ale sam film wraz z uroczystą premierą dowieźliśmy do końca. Nie ukrywałem też, że trzonem całego projektu będą ci, z którymi już coś nagrywaliśmy i oni będą potrzebowali asystentów. I taka była głównie rola uczniów, którzy zgłosili się do pomocy. Teraz wiem, że zbyt mało czasu poświęciłem na przeanalizowanie oczekiwań, mocny i słabych stron uczniów. Pewnie gdybym to zrobił, to nie byłoby tyle wycofań i kryzysów po drodze do wielkiego finału. Z drugiej jednak strony, dopiero teraz wiem, jak ważny t.o jest proces. W 2014 roku byłem jeszcze młodziutkim nauczycielem, który miał zerowe pojęcie o realizacji projektów edukacyjnych. Chciałem po prostu nagrywać z uczniami filmy i najlepiej, jakby nikt nam w tym nie przeszkadzał. No i myślałem, że jak ktoś się do mnie zgłasza, to ma dokładnie ten sam cel. A przecież on był w procesie poszukiwania, a ja za mało czasu poświęcałem na to, by usiąść i z każdym stworzyć indywidualną mapę udziału w projekcie. Na szczęście dziś już wiem, że to jeden z najważniejszych etapów całego procesu.
Długi proces
Film miał dotyczyć ludzi i ich pasji. I tutaj znowu nie pamiętam, czy z taką koncepcją filmu przyszła do nas Asia, czy temat wybraliśmy na jednym ze spotkań projektowych. Skoro już temat został wybrany, przyszedł czas na decyzję, kim będą nasi bohaterowie. Tutaj Pan Sławomir — reżyser klipów reklamowych, który przyjeżdżał do nas na co drugie spotkanie, zaproponował, żeby uczniowie popytali rodziców, czy może znają kogoś z ciekawą pasją. Ten proces analizowania i wyboru proponowanych postaci, był niestety dość długi. Zniecierpliwiło to niektórych uczniów, którzy przecież chcieli kręcić film, a nie uczestniczyć w wielotygodniowych analizach i planach rozpisywanych na tablicy. Wszyscy chcieliśmy już działać, ale Pan Sławek nie dawał nam jeszcze zielonego światła. Finałem miała być premiera naszego filmu w czerwcu na szkolnym boisku. Tygodnie uciekały, a my ciągle nie wiedzieliśmy, czyje historie opowiemy. Coś, co było cenne dla całego procesu to podpowiedzi Pana Sławka, że musimy poszukać sposobu wytrącenie naszych bohaterów z pewnego stanu równowagi. Najlepiej nam to wyszło w przypadku historii Pana Krzysztofa, któremu zorganizowaliśmy w szkole wystawę jego modeli statków. To był trudny logistycznie proces, który dodatkowo prawie doprowadził do wycofania się Pana Krzysztofa z filmu. Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło, a w szkole nie tylko mieliśmy wystawę modeli, ale również prelekcję na temat każdego okrętu, który przedstawiają. To była dawka wiedzy dla uczniów i zupełnie nowe wyzwanie dla naszego bohatera.
W naszym filmie opowiedzieliśmy jeszcze historie Pani Tatiany — harcerki i pedagożki, Pana Zbyszka — nauczyciela WF i uczestnika biegów na orientację i Pana Marka — fotografa dokumentalisty.
Cały proces tworzenia, od pierwszego spotkania, przez wybór i nagrania z bohaterami, aż do premiery na szkolnym boisku po zakończeniu Balu Absolwentów, trwał 6 miesięcy. Było warto.
No dobra, to pokaż już ten film
Wyobraź sobie, że jest końcówka czerwca 2014 roku. Wybiła godzina 22:00 i siadasz na szkolnych trybunach tuż przed ekranem zrobionym z kawałka plandeki i bramki do piłki nożnej. Zajmujesz swoje miejsce, a uczniowie częstuję Cię popcornem, truskawkami i Piccolo. Jest sympatycznie, a autorzy są w dużym stresie, czy nasz film będzie ciekawy dla gości, którzy dotarli. W szczególności zależało nam na dobrym odbiorze przez naszych bohaterów, którzy zajęli specjalne miejsca na widowni.
Przed Tobą film „Pasjonaci wśród nas”. Udanego sensu.
Przy realizacji tego filmu zaistniało jeszcze kilka sytuacji, które wart byłyby opowiedzenia. Może nadarzy się, ku temu jeszcze okazja w ramach moich innych działań w sieci. Wiedzcie tylko, że poznaliście pewien fragment całości. Całości, która była angażującym, ale wartym podjęcia wyzwaniem. Jedną z najpiękniejszych ról filmu, jest możliwość zatrzymania i opowiedzenie ciekawych historii, które kryją się za konkretnym człowiekiem. A przecież, wokół nas jest tylu ludzi, tyle ciekawych historii do opowiedzenia.
Do poprawy:
- Wsparcie profesjonalisty — z jednej to było cenne doświadczenie, z drugiej jednak mam wrażenie, że Panu Sławkowi brakowało wiedzy pedagogicznej i obycia z młodzieżą. Młodzi bardzo chcieli już działać praktycznie i zbyt długie planowanie i analizowanie prowadziło do spadku motywacji do działania. Warto, więc na początku ustalić z osobą „z zewnątrz”, co jest ważne dla nas jako nauczyciela, który jednak z daną grupą spędza więcej czasi i lepiej zna potrzeby swoich uczniów.
- Czas przygotowań — wiem, że przygotowania, tzw. czas preprodukcji, to bardzo ważny element tworzenie filmu. Jednak w tym konkretnym przypadku, trwało to za długo. Spotykaliśmy się co tydzień i chyba przez dwa miesiące planowaliśmy co będziemy robić. Lepiej byłoby skondensować to do kilku dłuższych spotkań w ciągu dwóch tygodni. Mam wrażenie, że pomysł nie byłby tak „rozcieńczony”.
- Zespół — niestety nie udało się, aby każdy lider odpowiedzialny za opowiedzenie historii konkretnej postaci, umiał zarządzić swoim zespołem i czasami kończyli pracę samodzielnie. Rozumiem jednak, że czasami takie zadanie realizuje się lepiej w pojedynkę.
Co zrobiliśmy dobrze:
- Samodzielność — tutaj była największa, jaką „obarczyłem” uczestników moich dotychczasowych projektów. To oni wybierali swoich bohaterów, kontaktowali się z nimi, spotykali i nagrywali, no i ostatecznie zaprosili na premierę.
- Historie ludzi — siłą filmu, który nadaje mu cechy ponadczasowego, są ludzie, którym poświęciliśmy uwagę. To nasi sąsiedzi, pozornie zwyczajnie ludzie ze zwyczajnym życiem. Nam udało się skupić jednak na ich unikatowości i chyba się udało.
- Pasja — temat, którym się zajęliśmy, jest bardzo wdzięczny. To jest to, co nas często nakręca do działania i powoduje, że spotykamy ludzi podobnych do nas. A z ludźmi zawsze ten nasze małe wariactwa robi się łatwiej.
- Wyjście ze szkoły — to był ten pierwszy film, w którym czas i umiejętności uczniów przełożyły się na opowiedzenie ciekawych historii. Historii niekoniecznie związanych z życiem szkolnym, co sprawiło, że dla samych uczniów ten projekt był ciekawy i stanowił wyjście z ich stref komfortu.
- Premiera — film lubi widzów. My zaplanowaliśmy i rozreklamowaliśmy w okolicy, za pomocą plakatów, premierę na szkolnym boisku. Przyszło ponad 200 osób, co przekroczyło nasze założenia. Zabrakło popcornu truskawek i Piccolo, ale dla nikogo to nie był problem. Pięknym momentem były brawa dla wszystkich twórców. Widziałem tę satysfakcję na minach uczniów, którzy uświadomili sobie, że warto było się starać. Tego właśnie brakuje premierom internetowym.
- Wykorzystanie szansy — zawsze mogłem powiedzieć Asi z Fundacji „Za Miastem”, że nie jestem zainteresowany i nie znajdę czasu na współpracę. Na szczęście moja ciekawość tego, co może powstać, była tym razem większa niż lenistwo 😉 Dodatkowym motywatorem było 1000 zł od brutto od fundacji za bycie opiekunem uczniów. Oczywiście, jak to podzielisz przez 6 miesięcy pracy i ilość godzin, jakie włożyłem w to, żeby ostatecznie film powstał, to pewnie wyszło mniej niż 10 zł za godzinę. Na całe szczęście to był tylko miły dodatek, a nie powód, dla którego powiedziałem „róbmy to!”.
Przełomowy projekt
To właśnie podczas realizacji tego filmu narodziły się prawdziwe przyjaźnie. To ta samodzielna praca uczniów doprowadziła do tego, że Szkolne Koło Filmowe weszło na wyższy poziom. Poznaliśmy moc filmu i to, że mamy moc opowiadania historii i dawania przyjemności innym. Wystarczy, że w siebie uwierzymy, nie poddamy się mimo trudności i konsekwentnie i cierpliwie będziemy działać. Czasami metodą mały kroków, ale ciągle do przodu.
Ja zapamiętam dzień przed premierą, kiedy z małą grupką uczniów siedzieliśmy w szkole do drugiej w nocy i patrzyliśmy, jak Szymon skleja (montuje) wszystkie historie w jedną całość. Widzieliśmy, jak luźno rozsypane puzzle zaczynają tworzyć nasz film. To była piękna noc. Dla mnie może nawet piękniejsza niż sama premiera. Swoją drogą ostatni tydzień przed premierą żyłem w takim stresie, tak zależało mi, żeby wszystko poszło tak, jak sobie to wymyśliliśmy, że jak tylko po projekcji nasi gości się rozeszli, poczułem, że uszło ze mnie powietrze. Momentalnie dostałem gorączki i nie miałem siły, żeby wstać z ławki i zacząć sprzątać rzutnik i kable. Ten dzień odsypiałem jeszcze przez kilka kolejnych dni. Ale wiecie co, WARTO BYŁO!
Wszystkiego filmowego i do „poczytania” w kolejnej historii ze szkolnego planu filmowego.
Dawid Łasiński — Pan Belfer
A może nakręcimy coś razem?
A może moja historia Cię zainspirowała i chcesz zacząć w swojej szkole przygodę z filmem, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać?
Lubisz uczyć się od praktyków, którzy przeszli przez cały ten proces i są gotowi podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, byście Ty i Twoi uczniowie nie musieli popełniać tych wszystkich błędów, które my już mamy za sobą?
Jesteś ciekaw i chcesz sprawdzić, czy pierwszy i jedyny kurs dla uczniów i nauczycieli “Szkolne Koło Filmowe w praktyce” jest tym, czego szukasz i co pomoże Ci zrobić w szkole z uczniami coś nowego?
Sprawdź teraz TUTAJ, co dla Ciebie przygotowałem i mam nadzieję, do zobaczenia w kursie i na wspólnej drodze z filmem i edukacją.