Konkurs był impulsem
W 2010 roku, do naszego Gimnazjum w Koziegłowach (RIP) dotarła ulotka zapraszająca do udziału w konkursie, którego celem było przedstawienie naszej szkoły i uczniów w ciekawy sposób. Większość konkursów, kilkanaście lat temu polegała na stworzeniu pracy plastycznej lub prezentacji multimedialnej. W naszej szkole wcześniej zrealizowałem z uczniami już kilka filmów i pomyślałem, że tym razem czas też wykorzystać to medium, tylko w nieco większej skali niż wcześniej. Wtedy właśnie narodził się pomysł na stworzenie filmu promocyjnego, który pokaże pasje uczniów i to, na co pozwala nasza szkoła. Nasz projekt nosił tytuł „Nasza szkoła, nasza przyszłość”. Założenie było ambitne, biorąc pod uwagę fakt, że ani ja, ani uczniowie, nie mieliśmy doświadczenie w realizowaniu bardziej skomplikowanych projektów filmowych. Co nas łączyło — pasja i chęć zrobienia czegoś nowego.
Zespół
Pomysł był, teraz czas na zespół, który miałby do siebie tyle dystansu, że umiałby się pobawić zaproponowaną formą. Sposoby na rekrutacje mogą być różne. Najczęściej korzystałem z trzech:
- drukowane ogłoszenie na wejściu do szkoły o projekcie i spotkaniu dla chętnych (to były czasy, kiedy jeszcze nie było dzienników elektronicznych);
- zaproszenie do projektu konkretnych uczniów z różnych klas;
- zaproszenie do projektu konkretnej klasy, z którą podejrzewałem, że szansa na zrealizowanie koncepcji, będzie najwyższa i „dowieziemy” pomysł do końca.
Tym razem wybór padł na klasę 3A, bo od kilku lat wspólne lekcje (nie byłem ich wychowawcą) jednoznacznie wskazywały, że jest między nami chemia ;-). Opowiedziałem im o pomyśle oraz o tym, że będzie nas to kosztowało sporo czasu po lekcjach, no i żeby nie nastawiali się na wygraną w konkursie, tylko raczej na dobrą zabawę. Do wspólnej pracy zgłosiła się około połowy klasy. Tyle wystarczyło, żeby podjąć wyzwanie.
O samodzielności uczniów
Teraz wiem, że być może to był błąd, a może to jeszcze nie był czas na to, by wdrażać uczniów w technologię, ale większość decyzji o tym co będzie w filmie i jak będziemy go nagrywać, podejmowałem sam. Powód był może jeszcze prostszy — w tamtym czasie sam jarałem się tym, jak nagrywać filmy i każda kolejna próba była dla mnie szansą do nauki i zbierania doświadczenia. Doświadczenia, którym byłem w stanie dopiero kilka lat później zacząć dzielić się z uczniami i schodzić jednocześnie z pozycji pomysłodawcy i wykonawcy, do towarzysza. Uczniowie jednak już podczas kręcenia ujęć, dzielili się swoimi spostrzeżeniami. Dzięki temu ostateczna forma filmu jest wynikiem współpracy, a nie jedynie wykonywania poleceń.
Nowe wyzwania i nowy sprzęt
Wcześniej do kręcenia filmów wykorzystywałem głównie kamery na kasety, które potem zgrywałem na komputer za pomocą dziwnych kabelków i dostawek. To był proces czasochłonny i wymagał sporej dawki cierpliwości i chęci „kombinowania”. W okolicy 2010 roku w cyfrowych lustrzankach zaczęła pojawiać się nowa funkcja — nagrywania filmów. Od lat robiłem już zdjęcia za pomocą cyfrowych aparatów i to był też ten moment, kiedy zacząłem eksperymentować z filmowaniem na lustrzankach. W tym projekcie postawiłem sobie poprzeczkę jeszcze wyżej i pożyczyłem od mojej znajomej aparat Canon 7D z fajnym i drogim obiektywem, który sam niedawno doradziłem jej kupić. Niestety, ani mnie, ani szkoły nie było stać na taki sprzęt, a wypożyczalnie sprzętu audio-video jeszcze nie istniały. Tak przygotowany, a może raczej nieprzygotowany, bo moja ówczesna wiedza była bardzo niewielka, zacząłem umawiać terminy nagrań pierwszych ujęć.
Efekt końcowy
Film realizowaliśmy przez kilka tygodni. Jak zawsze, początek drogi był prostszy, ale im dłużej trwał proces nagrywania, tym mniej motywacji do działania mieli uczniowie, a co za tym idzie i ja. Szczęśliwie dobrnęliśmy jednak do końca. Po nagraniach przystąpiłem do montażu, który znowu swoje trwał. Musiałem zrobić go samodzielnie, bo w tamtym czasie, praktycznie żaden z uczniów nie miał wystarczająco mocnego komputera, który nadawałby się do montowania filmów. I jak pomyślę sobie, że teraz telefonem można nagrać i zmontować film, to jeszcze dobitniej dociera do mnie jakiego postępu dokonała technologia, a z nią i człowiek.
A oto jak prezentuje się efekt końcowy. Zwracam szczególną uwagę na tzw. making off, czyli sceny zza kulis, które są na jego końcu:
Jak zawsze, przy takich projektach, po czasie widzę, co można było zrobić lepiej, a co wyszło zaskakująco dobrze, jak na warunki, w jakich było tworzone. Podzielę się z Tobą swoimi przemyśleniami, bo może Cię zainspirują lub pomogą uniknąć naszych błędów.
Do poprawy:
- Szacunek do praw autorskich — wykorzystanie znanego hitu Black Eyed Peas, było błędem. Wtedy myślałem, że wystarczy wskazać utwór w napisach końcowych. Dziś wiem, że tak nie jest. Teraz bardzo szanuję cudzą twórczość i jak nie mam zgody, albo nie zapłaciłem za muzykę, obraz, czy klip to z niego nie korzystam.
- Brak umiejętności technicznych — o matko ile tu jest błędów. Prześwietlone i niedoświetlone ujęcia, wykorzystanie obiektywu, który domyka ogniskową podczas przybliżania, czy nieprzemyślane ruchy kamery, które potem się nie montowały. No nic — na błędach człowiek się uczy 🙂
- Irokez Jacka — niestety mimo prób i stosowania różnych przepisów nie udało się „postawić” włosów Jacka do sceny z koncertem. Jacek nawet chciał wykorzystać gwoździe, ale ostatecznie mu to wyperswadowaliśmy 😉
- Brak miniaturki na YouTube — wtedy jeszcze nie przywiązywałem wagi do tego, że nagrany i opublikowany film musi mieć odpowiednie „opakowanie”.
Co zrobiliśmy dobrze:
- Rysunki — wymyśliłem sobie, że przecież każde dziecko rysuje, kim chce być w przyszłości i to była taka cecha wspólna naszych bohaterów, która była łącznikiem między ich życiem w szkole, pasją, a tym co będą robić w przyszłości.
- Matrix — ujęcie 360 stopni zrealizowane podczas fragmentu z koszykarzem było zainspirowane sławnym ujęciem z Matrixa. Tylko my nie mieliśmy kilkudziesięciu aparatów, które wykonają zdjęcie w tym samym momencie, a tylko jeden. Jak to zrobiliśmy? Zatrzymałem akcję w sali, wziąłem miarę i narysowałem kredą okrąg wokół Piotra — naszego koszykarza. Następnie przesuwając się po okręgu, robiłem serię zdjęć. Chłopcy musieli w tym czasie stać nieruchomo, co łatwe nie było :-). Po wykonaniu zdjęć przełączyłem się ponownie na tryb filmowy i dokończyliśmy już ujęcia normalnie.
- Animacja poklatkowa podróżnika — w 2010 roku popularny w sieci był film poklatkowy, który składa się z tysięcy zdjęć człowieka przemierzającego USA. Zaproponowałem, żebyśmy fragment o podróżniku zrealizowali w podobny sposób. Wyszło nawet całkiem fajnie 🙂
- Ujęcia „zza kulis” – po napisach końcowych wstawiłem część nieudanych ujęć. Nie mogłem tego odpuścić, bo do dziś pamiętam, jak w głos się śmiałem, kiedy montowałem „czirliderki”. Warto czasami takie smaczki dodać na koniec, bo one pokazują prawdziwą kuchnią przygody filmowej.
Filmy i fragmenty, którymi się inspirowałem, wymyślając ten projekt:
A co z tym konkursem
Nie będę już przedłużał. Naszym filmem wygraliśmy ogólnopolski konkurs profilaktyczny i zajęliśmy pierwsze miejsce w Polsce! Nagrodą był wyjazd na trzy dni do Zielonej Góry dla całej klasy (super, że dla całej, a nie tylko do zespołu tworzącego film) i trzech nauczycieli, połączony z pobytem w Tropical Island koło Berlina. Było SUPER! Wróciliśmy szczęśliwi i jeszcze bardziej zintegrowani. To był bardzo dobry czas dla nas, a wszystko zaczęło się od podjęcia decyzji, że zamiast tworzenia plakatu, czy prezentacji, stworzymy film i poświęcimy na to trochę swojego czasu. To był pierwszy film opublikowany na kanale YouTube Gimnazjum w Koziegłowach (inne filmy, a jest ich tam 148, możesz zobaczyć tutaj) i pierwszy promocyjny gimnazjum w Koziegłowach (no w zasadzie drugi, ale o ten pierwszy został już tylko w moim prywatnym archiwum). Impulsem do jego stworzenia była ulotka z zaproszeniem na konkurs. Dlatego, czasami warto brać udział z uczniami w konkursach, bo one bywają takim najskuteczniejszym katalizatorem do działania.
Wszystkiego filmowego i do „poczytania” w kolejnej historii ze szkolnego planu filmowego.
Dawid Łasiński — Pan Belfer
A może nakręcimy coś razem?
A może moja historia Cię zainspirowała i chcesz zacząć w swojej szkole przygodę z filmem, ale nie wiesz, jak się do tego zabrać?
Lubisz uczyć się od praktyków, którzy przeszli przez cały ten proces i są gotowi podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem, byście Ty i Twoi uczniowie nie musieli popełniać tych wszystkich błędów, które my już mamy za sobą?
Jesteś ciekaw i chcesz sprawdzić, czy pierwszy i jedyny kurs dla uczniów i nauczycieli „Szkolne Koło Filmowe w praktyce” jest tym, czego szukasz i co pomoże Ci zrobić w szkole z uczniami coś nowego?
Sprawdź teraz TUTAJ, co dla Ciebie przygotowałem i mam nadzieję, do zobaczenia w kursie i na wspólnej drodze z filmem i edukacją.